Wyjazd do Afryki, z którego skorzystały podopieczne Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce w Polsce to projekt Marysi Geremek i jej fundacji Make a change. Wyjazd odbył się do rezewatu Okonjima ok. 250 km na północ od stolicy kraju. W afrykańskiej przygodzie wzięły udział: Bożena z Koszalina, Beata z Lublina, Julia 1 i Diana z Siedlec, Kinga z Kraśnika (dzieci z SOS), Julia 2 z Gorzowa, Agata ze Słupska i Sara z Warszawy. Jako opiekunowie: Maria (głównodowodząca) Kasia i Karolina and Aleksander jako wychowawcy. Wylecieliśmy z Warszawy 11.05 o 18 Airbusem A-320 Qatar Airways do Doha – stolicy kataru. Po ponad 5 godz. lotu, który dla kilku osób był debiutem w przestworzach wylądowaliśmy i przesiadka na Dreamlinera (też linii katarskich) do Windhoek – stolicy Namibii. Tam byliśmy ok.11., odprawa paszportowa, potwierdzenie wiz i przejazd do hostelu. Zakwaterowanie, obiad i ruszyliśmy w miasto z przewodnikiem. Zobaczyliśmy Muzeum Narodowe, pomnik Niepodległości, parlament i zabytki miasta. Wizyta na targu: kupno pierwszych pamiątek, suszonych robaczków, przekąsek z mięsa przyrządzanych na miejscu. Następnie przejechaliśmy przez zakazane dzielnice (zabudowa głównie z blachy) i udaliśmy się do Penduki – miejsca gdzie trafiają kobiety po przemocy domowej, niepełnosprawne. Tu pracują w manufakturach, wytwarzając rękodzieło (materiały, ozdoby, torby, pościel), co pomaga im się utrzymać i działa terapeutycznie. Powrót do hostelu i na drugi dzień przejazd do Okonjimy, rezerwatu dzikich kotów, prowadzony przez fundację Africat. Tu przyjął nas gospodarz Johan z żoną Mariką, swoim pomocnikiem Maludą i trzema wolontariuszami z Namibii i Niemiec. Zostaliśmy zakwaterowani w namiotach, w pobliżu łazienki pod niebem, prysznice i toalety z widokiem na busz. Następnie dziewczyny zostały podzielone na dwie grupy coalition i pride, w celu rywalizacji w różnych tematach: edukacyjnych, tropienia, zawodów, porannych kąpieli w basenie, etc. Johan wyjaśnił też zasady bezpieczeństwa, omówił środki bezpieczeństwa i zachowanie – szczególnie w obliczu dzikich zwierząt. Następnie lunch i zabawy integracyjne. Codziennie w programie były wschody i zachody słońca w różnych okolicznościach przyrody: w buszu, w korycie wyschniętej rzeki, na wzgórzach, sawannie czy na górze. Dni to przede wszystkim tropienie dziko żyjących zwierząt: lampartów, gepardów, żyraf, antylop (kudu, dik-dików, impali, oryksów), zebr, guźców. Drugiego dnia znaleźliśmy martwą żyrafę, którą już zajmowały się sępy (afrykańskie i olbrzymie), szakale. Ponadto stado 5 gepardów (oglądanych tylko z samochodu). W specjalnych azylach widzieliśmy lwy, lamparta. Podczas nocnej eskapady natknęliśmy się na hienę, ale była płochliwa. Poza tym udało się wytropić lamparty (żyją samotniczo, a każdy z nich ma swój rewir) choć nie okazały się w pełnej krasie. Podchodziliśmy do gepardów, do których wolno było zbliżyć się z przewodnikiem. Cały czas Johan pokazywał i tłumaczył o roślinności w buszu (co jest jadalne a co nie). Ze środy na czwartek nocowaliśmy w buszu, w korycie wyschniętej rzeki, przygotowując wcześniej obozowisko, palenisko, ustalając straże. Były też zawody sportowe i zabawy. Dodatkowo udało się spotkać w szkole (mimo wakacji) z najpierw małymi dziećmi (zabawy, mecz piłki nożnej Namibia – Polska, składy mieszane), później z młodzieżą starszą. W centrum edukacyjnym odbywały się wspólne zajęcia o ochronie przyrody, o drapieżnikach, o kłusownictwie i bezsensownych, destrukcyjnych działaniach człowieka. Muszę podkreślić, że nocny widok nieba jest powalający. Brak sztucznych świateł powoduje, że widać miliony gwiazd. Johan specjalnym wskaźnikiem pokazywał konstelacje: Krzyż Południa, Alfa Centuri, Omega Centauri, Wielki i Mały Obłok Magellana, Drogę Mleczną, Oriona. Ten widok to coś co na zawsze zapada w pamięci. Codziennie były ogniska, kąpiele poranne (godz. 6.00) w basenie oddalonym o ponad 500 m (droga przez busz) – codzienny ten rytuał udało się dokonać Kindze z Kraśnika no i mi. Olkowi z Koszalina J. Odbyły się też zajęcia edukacyjne w buszu, gdzie przemili instruktorzy opowiadali i pokazywali życie Buszmenów, tworzenie obozowisk, zwyczaje, sposoby polowania czy rozpalania ognisk. W wieczornych próbach, mimo zaciętości, otartych do krwi dłoni, nikomu nie udało się za pomocą drewienek wzniecić ognia. W przedostatnim dniu odbyło się spotkanie z młodzieżą i gospodarzami rezerwatu. Było ognisko, muzyka, tańce i śpiewy.W trakcie wyjazdu młodzież zachowywała się rewelacyjnie, bezpiecznie, odpowiedzialnie. Było dużo śmiechu i dobrej zabawy a na koniec łzy, że to już koniec, że tak krótko. Bezsprzecznie dla wielu osób była to podróż życia i część osób (w tym ja) deklarujemy chęć powrotu do Namibii. Kiedy i jak to nie wiadomo, ale trzeba marzyć i make a change!