Martynka to żywe srebro, jest wszędzie, dużo się śmieje, a w domu można słyszeć jej śpiew przy odrabianiu lekcji i zabawie. Jednak nie zawsze tak było.
Kiedy miała 5 lat trafiła do pogotowania opiekuńczego. Była zima, a ona była tylko w cienkich rajstopach i bluzie. Jej rodzice nie zajmowali się nią. Była głodna, zmarznięta i sama w domu od dwóch dni. W domu stosowana była również przemoc.
Na policje zadzwonili zaniepokojeni płaczem dziecka sąsiedzi.
Kiedy dziewczynka trafiła do Wioski SOS wszystko było dla niej nowe. Nie chciała się bawić i rozmawiać. Po 2 latach pracy z psychologiem, pedagogami a przede wszystkim dzięki wsparciu Mamy SOS, Pani Joli, dziewczynka uporała się z traumami z wczesnego dzieciństwa. Nie prosi już żeby było zapalone światło kiedy zasypia i potrafi zaufać ludziom. Ma przyszywane rodzeństwo SOS i psa, o którym zawsze marzyła. Jest bezpieczna.